wtorek, 30 czerwca 2015

Staram się...

...jakoś sobie radzić, chociaż momentami rąk za mało. Pies w lewo, wózek w prawo, telefon dzwoni. Dżizas. Zakupy ważą chyba ze dwadzieścia kilo, jak to wtaszczyć na drugie piętro? Z dzieckiem w gondoli i niesfornym czworonogiem?!

Aleeee gdy już jakimś cudem, po raz enty w moim życiu, wlezę do chałupy w jakiś magiczny sposób ogarniając to wszystko, czuję się jak superhiroł.
BA!
Przez jakieś trzydzieści dwie minuty głęboko wierzę, że jestem bohaterką! Do momentu, aż mnie coś w stylu rozpierdolnika w kuchni tudzież pokoju Pierworodnego, czy też brawurowych pyskówek starszego dziecięcia, nie wykolei emocjonalnie i na ziemię nie sprowadzi. Dopóki ręce samoistnie nie opadną.


Co do spraw bieżących -  jesteśmy w czarnej De, do Cha (#$5^%^&)...

3 komentarze:

  1. jesteś moją bohaterką ;-)

    OdpowiedzUsuń
  2. To tak juz chyba w życiu jest, ze jak sie z czegoś ucieszysz to dla równowagi z drugiej strony w mordę dostaniesz. Balans.

    OdpowiedzUsuń