wtorek, 30 czerwca 2015

Staram się...

...jakoś sobie radzić, chociaż momentami rąk za mało. Pies w lewo, wózek w prawo, telefon dzwoni. Dżizas. Zakupy ważą chyba ze dwadzieścia kilo, jak to wtaszczyć na drugie piętro? Z dzieckiem w gondoli i niesfornym czworonogiem?!

Aleeee gdy już jakimś cudem, po raz enty w moim życiu, wlezę do chałupy w jakiś magiczny sposób ogarniając to wszystko, czuję się jak superhiroł.
BA!
Przez jakieś trzydzieści dwie minuty głęboko wierzę, że jestem bohaterką! Do momentu, aż mnie coś w stylu rozpierdolnika w kuchni tudzież pokoju Pierworodnego, czy też brawurowych pyskówek starszego dziecięcia, nie wykolei emocjonalnie i na ziemię nie sprowadzi. Dopóki ręce samoistnie nie opadną.


Co do spraw bieżących -  jesteśmy w czarnej De, do Cha (#$5^%^&)...

poniedziałek, 29 czerwca 2015

Zapomniałam już, że jak...

... się wali to wszystko i na raz. Siadłam po prostu, załamałam się i zaczęłam płakać, a każda łza była inna i co gorsza- coraz bardziej słona. 

Musisz wziąć się w garść!

Powtarzałam sobie jak mantrę, celebrując wszystkie głoski, delektując się ich dźwiękiem. Z doświadczenia wiem, że nie ma sytuacji bez wyjścia. Zakrętów w moim życiu było już wiele i jakimiś szamańskimi metodami zawsze wychodziłam z nich, chociaż niejednokrotnie ucierpiało na tym moje ego. Potrafię chować dumę do kieszeni, nie pieprzę się z tym - życie jest za krótkie i nie ma na to czasu. Konkrety.

Konkrety nas zjedzą, każdego z osobna. Wypalą od środka ale w gruncie rzeczy wyjdzie to istocie ludzkiej na dobre. Kolejna lekcja pokory, w dupę Jasia. Utopiłabym swą złość i frustrację w lampce wina. Może nie jednej ale odpowiedzialność matki karmiącej bierze górę. Jak dobrze, że pozostały mi jeszcze resztki zdrowego rozsądku.

Tak więc siedziałam i płakałam. W takim oto położeniu zastał mnie Mężczyzna i jak zwykle najpierw mnie wkurwił, a później wysmarkałam mu się w rękaw. Znalazł sposób, gad jeden.
Jak zwykle.

środa, 24 czerwca 2015

Ból głowy,

...na który nie zasłużyłam. Będąc młodym, głupim i naiwnym, nie można na coś takiego zasłużyć.  Ale jak nie zaufać własnemu ojcu?

Po wielu latach dostrzegam błędy, niekoniecznie swoje, chociaż też tam były. Nawarstwiło się, nie umiem wybrnąć. Zaszło za daleko. Serce mam pełne żalu lecz gdybym mogła się odciąć, zrobiłabym to. Konsekwentnie i na zawsze. Pozostawiając tę toksynę  daleko za sobą, za mgłą przeszłości.

wtorek, 23 czerwca 2015

6.

W takim dniu jak ten, na platformach blogowych, aż roi się od wpisów tematycznych. Dzień Ojca dzisiaj przecież, święto bardzo ważne lecz odnoszę wrażenie, że nadal niedoceniane.

Dla mnie, jako matki dwojga wspaniałych klusiów -pierdusiów... 
WRÓĆ!

Dla mnie, jako matki Wojownika Jedi oraz Alicji z Krainy Czarów, jest to dzień wyjątkowy i paradoksalnie to JA dzisiaj świętuję i dziękuję sama sobie za to, że na ojca moich dzieci wybrałam właśnie Mężczyznę.

Mężczyzna jako samiec po dziś dzień wzbudza mój zachwyt. Fiu, fiu, chciało by się rzec.  Oprócz tego pod niczego sobie powłoką fizyczną hoduje on niezwykle piękny umysł. I to jest właśnie sedno sprawy! Mózg, proszę ja Ciebie, to mąż mój ma nie od parady!  Za ten porządek w szufladach procesora bardzo go podziwiam i cenię. Ja oraz nasze dzieci zawdzięczamy mu wiele (tym oto sposobem zawdzięczamy jeszcze więcej MI!) i kochamy go za wszystko, przede wszystkim za to, że jest tak bardzo nieidealnym, normalnym człowiekiem o wielkim sercu!

W dniu Twojego święta, Ojcze Polaku dzieci dwojga, życzę Ci wszystkiego naj, abyś był na co dzień miły dla swojej Żony i co sobotę przynosił Jej śniadanie do łóżka! Z całego serca życzę Ci też, aby Pociechy z każdym problemem zwracały się głównie do Ciebie, by czerpać ze źródła Twej bezkresnej mądrości życiowej! Bądź sobą i nigdy się nie zmieniaj.:)

Lov Ju,
Maugośka.

5.

-Bajzel, wszędzie syf. - pomyślała Paani Maugosia, zapominając na pięć długich sekund, że jest chora. 

Wszechobecny nieład, którego szczerze nienawidzę, absorbuje mnie bardziej, niż trzydzieści dziewięć i pół stopnia temperatury. Brudnymi garami, zbebranymi piernatami, przejmuję się o stokroć więcej, niż swoimi słabościami. Bankowo spuchnięty mózg to pikuś. Kto, kur*a, to wszystko ogarnie?! Jak ukołysać marudzące dziecko, skoro samemu ledwo stoi się na nogach? W ogóle to trening nie zrobiony i wszystko jest do dupy. 

Samo się nie zrobi się.

Noc totalnie bezsenna. Alice postanowiła zostać wokalistką jakieś heavy metalowej kapeli i dała próbkę swoich możliwości. Padła tuż przed siódmą, a my wraz z nią. Nie muszę chyba dodawać, że Mężczyzna do pracy zaspał, a Pierworodny obudził się zasmarkany i nie poszedł do szkoły? 

Potomstwo chrzęści i brzęczy, a ja słowa wycedzić nie mogę, bo tak mnie gardło napierdziela. Gdzie tu sprawiedliwość, ja się pytam grzecznie? Ja w takich warunkach, w takim bałaganie nie mogę funkcjonować.

Resztkami sił wyciągam, upchnięte na czarną godzinę do zamrażalnika, pierogi ruskie. Nie ma, że obiadu nie będzie. Co ma nie być -  będzie! Jednym haustem pochłaniam filiżankę kawy.

Lecz zamiast wziąć się w garść, skoro taak baaardzo mi ten rozpierdolnik przeszkadza, zagrzebuję się pod kołdrą i daję upust swojej frustracji ćwicząc kciuki na playstation.

Matka też człowiek.

... ale trening nie zrobiony. Na bank przez to przytyję ze dwa kilo. Przynajmniej!

poniedziałek, 22 czerwca 2015

4.

Od wczoraj Alice choruje. Masakra totalna. Pielucha to za mało, a nosek mógłby spokojnie robić za kran. Co dokładnie dolega i boli nie wiadomo, gdyż jak na dziecko w tym zacnym wieku przystało, nie powie. Bo i powiedzieć nie potrafi. Za to zamiast spokojnego, różowego dzidziusia, jakim córka moja zwykle bywa, mam wrzeszczącego dzieciora i już. I nie mówię tego złośliwie (już słyszę ten lincz "idealnych mamusiek" rodem z jakiegoś popieprzonego forum), jedynie stwierdzam fakt.

Cierpi maleństwo, ja rozumiem a i starań dokładam, by ulżyć w niedoli. Gdybym mogła to wszelkie dolegliwości wzięłabym na siebie, jak Babcię kocham! Nie mogę niestety, za to czuję, jak pod presją decybeli moja czaszka pęka i kruszyć się zaczyna, a ja przepadam nieuchronnie w odchłań rozpaczy. 

Łapczywie usiłuję dopić, zimną już niestety, kawę, bez której moje życie absolutnie nie ma sensu. Nie pytajcie ile razy usiłowałam napisać ten post... Kobieto, puchu marny

Rozpieściły mnie te moje dzieci, nadzwyczaj grzeczne i spokojne. Normalnie na luzaku dopijam cappucino (na ciepło), by zaraz po tym zrobić trening, po którym należy wziąć prysznic. I to wszystko ciągiem! Tak więc dzisiaj, w obliczu zaistniałej sytuacji, wymiękam. Zwyczajnie, po ludzku. Z bezsilności i (może troszkę) z nieidalności...



3.

Są ludzie, którym nie da się pomóc. Mimo szczerych chęci, poświęcenia. Często nieświadomie odtrącają naszą rękę,  działając chaotycznie i bez sensu. Najpierw robi mi się przykro, po chwili zaś odczuwam niepohamowaną złość. Bezmyślność i głupota ludzka po prostu mnie wkurwia. Nie mogę nic na to poradzić.


środa, 17 czerwca 2015

2.

Pomiędzy kawą a kawą ogarniam sprawy. Przeskakuję z paragrafu na paragraf, usiłując zrozumieć o czym mowa. Znam te słowa, ale wydają się zupełnie obce, zupełnie nie zrozumiałe. Całą sobą walczę, lecz  bez pomocy z góry skazana jestem na przegraną.

Za drewnianymi szczeblami rozciąga się  łąka, po której biegają różowe misie. Tamten świat, niewinny i bezbronny, zaprasza mnie do siebie. Moja córka, która ma zaledwie kilkanaście tygodni, spojrzenie ma nad wyraz bystre i poważne. Przypomina swojego starszego brata, siedmioletniego filozofa, ciekawego świata. W oczach moich dzieci dostrzegam tak wiele miłości, tak wiele mądrych pytań, na które wciąż szukam odpowiedzi.

poniedziałek, 15 czerwca 2015

1.

-No, Paaaani Maugosiu... - rzekła pewna poważana osoba, a mnie prawie krew nagła zalała. No żesz kurwa mać, myślę sobie. Brzydko bardzo, ale z doświadczenia wiem, że gdy ktoś się do mnie w taki sposób zwraca, to nic ładnego nie wróży. Tym razem, niestety, znowu miałam rację. Po raz kolejny intuicja moja mnie nie zawiodła. 

W obliczu wyzwania, w obliczy spraw nagłych i nieuchronnie nadchodzących, Pani Małgosia, czyli ja we własnej osobie, poprawiła kok swój niedbały, usadowiła swą niefiligranową dupencję na minimalistycznej sofie. Z dzieckiem numer dwa, przyczepionym do piersi, rozpoczęła długi i wymagający proces, zwany myśleniem.