wtorek, 24 listopada 2015

 Moja córka po raz pierwszy widziała padający śnieg. O czwartej nad ranem, leniwie przecierając zapłakane oczy. Jej pełne zachwytu spojrzenie było niemal tak głośne od emocji, co miarowe chrapanie Pierworodnego. Tak, mam noc w plecy. Lecz była to cudowna podróż w czasie, do Krainy Czarów, którą kiedyś odwiedził mój syn i tak samo, o tej nietypowej porze zachwycał się białym puchem spadającym z nieba.

Już niebawem zapanuje zapach przyprawy korzennej, cynamonu i pomarańczy. Nie mam pojęcia, gdzie tym razem ustawimy choinkę, ale to co ma się pod nią znaleźć zostało już nabyte i idąc za ciosem - zapakowane. Trzeba jakoś rozłożyć wydatki, przynajmniej część mamy już z głowy.

Życie toczy się spokojnie. Pomimo niewyspania jest całkiem sympatycznie.



środa, 4 listopada 2015

Na kolacje będą tosty. I ból głowy.

Czarne chmury. Nie mogę ich przegonić pomimo wszędobylskiej cukrowej waty. Moja ludzka, fizyczna powłoka błaga mnie o drzemkę, która jest w chwili obecnej na szczycie listy marzeń.  Na szczycie tak niskim lecz nadal nieosiągalnym...

Ratuje mnie słodycz jabłka. Piękna, polska Złota Jesień.