poniedziałek, 22 czerwca 2015

4.

Od wczoraj Alice choruje. Masakra totalna. Pielucha to za mało, a nosek mógłby spokojnie robić za kran. Co dokładnie dolega i boli nie wiadomo, gdyż jak na dziecko w tym zacnym wieku przystało, nie powie. Bo i powiedzieć nie potrafi. Za to zamiast spokojnego, różowego dzidziusia, jakim córka moja zwykle bywa, mam wrzeszczącego dzieciora i już. I nie mówię tego złośliwie (już słyszę ten lincz "idealnych mamusiek" rodem z jakiegoś popieprzonego forum), jedynie stwierdzam fakt.

Cierpi maleństwo, ja rozumiem a i starań dokładam, by ulżyć w niedoli. Gdybym mogła to wszelkie dolegliwości wzięłabym na siebie, jak Babcię kocham! Nie mogę niestety, za to czuję, jak pod presją decybeli moja czaszka pęka i kruszyć się zaczyna, a ja przepadam nieuchronnie w odchłań rozpaczy. 

Łapczywie usiłuję dopić, zimną już niestety, kawę, bez której moje życie absolutnie nie ma sensu. Nie pytajcie ile razy usiłowałam napisać ten post... Kobieto, puchu marny

Rozpieściły mnie te moje dzieci, nadzwyczaj grzeczne i spokojne. Normalnie na luzaku dopijam cappucino (na ciepło), by zaraz po tym zrobić trening, po którym należy wziąć prysznic. I to wszystko ciągiem! Tak więc dzisiaj, w obliczu zaistniałej sytuacji, wymiękam. Zwyczajnie, po ludzku. Z bezsilności i (może troszkę) z nieidalności...



6 komentarzy:

  1. Dużo zdrowia dla Alice! I cierpliwości dla Ciebie, wszystko wróci do równowagi :)

    OdpowiedzUsuń
  2. Bidoczka, nie ma chyba nic gorszego jak choróbsko bobasa

    OdpowiedzUsuń