środa, 21 września 2016

Przeczytałam gdzieś ostatnio bardzo  mądre zdanie. Niestety, za cholerę nie mogę sobie przypomnieć, kto jest jego autorem. Z pewnością była to kobieta.

Zmęczona nie znaczy nieszczęśliwa.

Tak bardzo się z tym utożsamiam! Szczęścia mam od stóp po dziurki w nosie, albo jeszcze wyżej! Mam wspaniałą rodzinę. Cudowne dzieci. Tylko mocy mi czasem brak, pomimo kawy. Czy to bardzo źle? Takie ludzkie, w sumie. Im dłużej się nad tym zastanawiam, tym bardziej się usprawiedliwiam. Wynika z tego, że chyba mam jakieś pokręcone poczucie winy w związku z tym. 


***

Pierworodny robi postępy. Już tak wcale nie bazgroli. Widać, że się chłopak stara. Dużo czyta. W ciągu trzech dni ogarnął całe "Dzieci z Bullerbyn", co dla ośmiolatka wcale łatwe nie jest. Trzysta dwadzieścia. Stron, skąpo ilustrowane (dzięki Bogu, że jeszcze zostawiają miejsce na wyobraźnię!). W nagrodę pozwoliłam mu obejrzeć film, ekranizację tej lektury. Syn mój stwierdził, że film jak film:  fajny, ciekawy i w ogóle, ale "książka była lepsza".
 Uff. Moja krew.

4 komentarze:

  1. "Dzieci z Bullerbyn" pamiętam, że przeczytałem jednym tchem ;)
    Ostatnio z koleżanką w pracy rozmawialiśmy o tym jak to książki pobudzają wyobraźnię. W naszym przypadku do tego stopnia, że gdy sami jesteśmy w nocy w domu - zamykamy drzwi szafy, pokoju, 3 razy sprawdzamy zamki w drzwiach wejściowych, żeby jakiś tam bebok do domu nie wlazł... ;)

    OdpowiedzUsuń
  2. Brawo dla Pierworodnego! :-)

    A co do tego zmęczenia, to trafiłaś w 10!

    OdpowiedzUsuń