Przeczytałam gdzieś ostatnio bardzo mądre zdanie. Niestety, za cholerę nie mogę sobie przypomnieć, kto jest jego autorem. Z pewnością była to kobieta.
Zmęczona nie znaczy nieszczęśliwa.
Tak bardzo się z tym utożsamiam! Szczęścia mam od stóp po dziurki w nosie, albo jeszcze wyżej! Mam wspaniałą rodzinę. Cudowne dzieci. Tylko mocy mi czasem brak, pomimo kawy. Czy to bardzo źle? Takie ludzkie, w sumie. Im dłużej się nad tym zastanawiam, tym bardziej się usprawiedliwiam. Wynika z tego, że chyba mam jakieś pokręcone poczucie winy w związku z tym.
***
Pierworodny robi postępy. Już tak wcale nie bazgroli. Widać, że się chłopak stara. Dużo czyta. W ciągu trzech dni ogarnął całe "Dzieci z Bullerbyn", co dla ośmiolatka wcale łatwe nie jest. Trzysta dwadzieścia. Stron, skąpo ilustrowane (dzięki Bogu, że jeszcze zostawiają miejsce na wyobraźnię!). W nagrodę pozwoliłam mu obejrzeć film, ekranizację tej lektury. Syn mój stwierdził, że film jak film: fajny, ciekawy i w ogóle, ale "książka była lepsza".
Uff. Moja krew.
"Dzieci z Bullerbyn" pamiętam, że przeczytałem jednym tchem ;)
OdpowiedzUsuńOstatnio z koleżanką w pracy rozmawialiśmy o tym jak to książki pobudzają wyobraźnię. W naszym przypadku do tego stopnia, że gdy sami jesteśmy w nocy w domu - zamykamy drzwi szafy, pokoju, 3 razy sprawdzamy zamki w drzwiach wejściowych, żeby jakiś tam bebok do domu nie wlazł... ;)
Wiem o czym mówisz - czytam Kinga:D
Usuńksiążki to potęga
OdpowiedzUsuńBrawo dla Pierworodnego! :-)
OdpowiedzUsuńA co do tego zmęczenia, to trafiłaś w 10!