poniedziałek, 8 sierpnia 2016

Nie potrafię zatrzymać czasu. Strasznie mnie ten fakt irytuje. Pomiędzy kolejną za słodką kawą a wyrzutami sumienia, balansuję brawurowo nad przepaścią emocji. Coś mi jest w ten czerep posępny. Coś, czego nie jestem w stanie pokonać ani racjonalnie wytłumaczyć.

Potrzeba samodoskonalenia staje się paranoją. Nigdy nie mam wystarczająco dobrze posprzątane, ugotowane. Ostatnio nawet mi hybryda nie wyszła, na co szlag mnie trafił. Chciałabym tak jak w tych katalogach z meblami: same błyski i dopierdalający minimalizm. O, albo tak jak w tych kulinarnych programach, że niby to szybko, tanio, smacznie i jeszcze z zachowaniem porządku w kuchni oraz proporcji barw na talerzu. I się nawet nie napocił jeden z drugim, a tamtej to nawet w dupę nie poszło!

Nosz, ja pierdolę!


6 komentarzy:

  1. lubię niebieskie, błękity...

    OdpowiedzUsuń
  2. Robiłem ostatnio gofry. Niby już taką wprawę mam a i tak kuchnia zaświniona za każdym razem ;)

    OdpowiedzUsuń
  3. Ja byłam zawsze pedantką i każdy mi mówił, że jak pojawi się dziecko, to szybko się z tego wyleczę, a ja...? Mam jeszcze gorzej. Nawet Panu Mężowi nie potrafię być wdzięczna za pysznie przyrządzoną kolację, tylko fukam na niego, że bałagan w kuchni mi tylko narobił.

    Osz - też jakaś popierdolona jestem!

    OdpowiedzUsuń
  4. Ja byłam zawsze pedantką i każdy mi mówił, że jak pojawi się dziecko, to szybko się z tego wyleczę, a ja...? Mam jeszcze gorzej. Nawet Panu Mężowi nie potrafię być wdzięczna za pysznie przyrządzoną kolację, tylko fukam na niego, że bałagan w kuchni mi tylko narobił.

    Osz - też jakaś popierdolona jestem!

    OdpowiedzUsuń
  5. pieprzona perfekcjonistka ;-) jak ja.

    OdpowiedzUsuń