czwartek, 2 czerwca 2016

Najpierw jest błysk. Grzmot. Nawałnica. Szlag mnie trafia, krótko mówiąc. Demotywacja całkowita, puls trzysta. Mogiła gwarantowana, chyba, że jest się mną.

Bo mnie nie zabija. Mnie wzmacnia.

Nad ranem, gdy już ciśnienie spadnie i ujdzie powietrze, a pulsujące bólem skronie są już całkowicie rozmasowane przez sen, demotywacja ustępuje miejsca motywacji. Pieprzony gatunek ludzki. Cholerny egoizm.  Strzepuję irytację z ramienia. Cóż za ekscentryzm, mistrzostwo świata. Postanawiam przetransportować żal i brak zrozumienia dla chamskich działań, nie godny człowieczeństwa całkowicie, z głowy, poprzez serce, do tylnej (obszernej) części ciała.

O, ja Cię zniszczę! -dźwięczy mi gdzieś jeszcze w mózgu...

 ...ale nie, gdyż ja mam klasę. Z klasą Cię załatwię, omijając destrukcję szerokim łukiem. Z przyjemnością zatopię mój psychologiczny manicure w Twym marnym ciele.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz