wtorek, 29 września 2015

Szpital w domu. Nosz kurwa mać, rzec by się chciało odważnie. O ile Alicja pomimo dolegliwości nie zamierza rezygnować z raczkowania i włażenia WSZĘDZIE, o tyle Pierworodny dupska z kanapy ruszyć nie raczy. Trzydzieści siedem i siedem, "umiera". Chłop to chłop, ja przepraszam, ale znikąd się to nie bierze i coś w tym jest! Dosłownie jak Mężczyzna,  który w towarzystwie kataru białej gorączki dostaje i niedowładu kończyn. Górnych oraz dolnych. Snuje się więc jedynie to to siedmioletnie chłopisko, a pierdyknąłwszy się w kolanko nieopatrznie, wyje z bólu pół godziny. Bo chory. Bo kuku. Kawał obywatela, a etat pielęgniarski przy Nim mam w tym tygodniu jak w banku szwajcarskim.

Dziecko numer dwa (dzięki Bogu!) zafundowało sobie drzemkę. Mogę w spokoju powiesić pranie.



2 komentarze:

  1. O, ja na antybiotyku w tym tygodniu i do roboty muszę chodzić.... oskarżę szefową o mobbing! ;)

    OdpowiedzUsuń